Jest coś co nie daje mi spokoju, co doprowadza do tego, że marznę na przysłowiowym drzewie w środku nocy wpatrując się w majaczące cienie i czarne plamy. Kto tego nie spróbował pewnie mnie nie zrozumie. Znajdą się tu pewnie i tacy którzy bez zastanowienia będą pluć mi w twarz wyzywając od morderców napawając się radością z dobrze wykonanej pracy „EKOLOGA”. Jestem gotowy i na to. W zasadzie to nawet na to liczę i nie jest to spowodowane jakąś dewiacją a chęcią przedstawienia swoich racji i podjęcia dialogu.

Ci, którzy spodziewają się tutaj tylko krwawych relacji z polowań pewnie się zaskoczą bo mam zamiar pisać i pokazywać to co w łowiectwie najcenniejsze:
Tradycje, gwarę, muzykę, kynologię łowiecką, sokolnictwo, gospodarkę łowiecką. Na temat polowania pewnie też coś będzie.
I to pewnie tyle tytułem wstępu. Czas pokaże jak się to wszystko rozwinie...


wtorek, 4 listopada 2014

Debiut! czyli "pierwsze koty za płoty"…


Kościół w Zawadzie
No i stało się. Podkarpacki Zespół Sygnalistów „Kordelas” ze świata wybujałych fantazji i pragnień przeniósł się do bytu realnego. Dwudziestego piątego października zagrał swoją pierwszą Mszę Świętą „Hubertowską” połączoną z odsłonięciem płaskorzeźby Świętego Huberta w kościele w Zawadzie koło Dębicy… 
W trakcie mszy













 No cóż poprzeczka była postawiona bardzo wysoko. To nie miały być sygnały na polowaniu w gronie kolegów tylko „Msza na rogach” Krzysztofa Kadleca w kościele wśród ludzi postronnych i zaproszonych gości.  Na domiar złego Sylwek ze Sławkiem jako podpora zespołu nie mogli wziąć udziału w tym wydarzeniu co powodowało dodatkową nerwówkę. O powadze sytuacji mogą świadczyć trzy próby jakie odbyły się w ostatnim tygodniu przed występem…

Już po! (prawie w komplecie)
Sam nie wiedziałem jak zachowają się moi koledzy gdy przyjdzie stres… Na wszelki wypadek przywiozłem ze sobą Mateusza i Jacka z „Echo Kniei”,  swój największy skarb Paulinę no i poszło!
 Kościół okazał się też bardzo łaskawy. Miał tak dziwną i niewygodną akustykę, że nawet gdyby coś poszło nie tak to pewnie nikt by się nie skapnął. Normalnie to takie kościoły dla grających są utrapieniem ale dla nas to było wybawienie… Było ostro! No ale z kordelasem w nazwie nie mogło być inaczej. Po mszy były oczywiście pamiątkowe zdjęcia, na których wszyscy „cieszą michę” (nie wiem tylko czy to z powodu odprężenia po stresie czy z powodu tak godnie spełnionej roli) i jak można zauważyć wszyscy posiadają mundury co jest niewątpliwą zaletą posiadania w składzie samych członków PZŁ.
No i Kamil z Edzią
Po mszy była oczywiście impreza, odznaczenia i zabawa. Chłopaki aż rwali się do dalszego grania a Wiesiek wzniósł się na „wyżyny kunsztu swojego” i zagrał sygnał, którego wcześniej nie słyszał i nie umiał, za co otrzymał oklaski i miano „solisty”!....  Oj właśnie za takie akcje lubię ten zespół.
Wydaje mi się czasem,  że przyświeca nam hasło: „czasem może być byle jak, byle było z pasją humorem i przynosiło wszystkim radochę”…

A czy na imprezie było fajnie? Nie byłem do końca. Odpowiedzią niech będzie fakt, że ostatni sygnaliści wyszli o piątej nad ranem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz