Jest coś co nie daje mi spokoju, co doprowadza do tego, że marznę na przysłowiowym drzewie w środku nocy wpatrując się w majaczące cienie i czarne plamy. Kto tego nie spróbował pewnie mnie nie zrozumie. Znajdą się tu pewnie i tacy którzy bez zastanowienia będą pluć mi w twarz wyzywając od morderców napawając się radością z dobrze wykonanej pracy „EKOLOGA”. Jestem gotowy i na to. W zasadzie to nawet na to liczę i nie jest to spowodowane jakąś dewiacją a chęcią przedstawienia swoich racji i podjęcia dialogu.

Ci, którzy spodziewają się tutaj tylko krwawych relacji z polowań pewnie się zaskoczą bo mam zamiar pisać i pokazywać to co w łowiectwie najcenniejsze:
Tradycje, gwarę, muzykę, kynologię łowiecką, sokolnictwo, gospodarkę łowiecką. Na temat polowania pewnie też coś będzie.
I to pewnie tyle tytułem wstępu. Czas pokaże jak się to wszystko rozwinie...


piątek, 24 października 2014

Bażanty.

U nas jak zwykle później rozpoczął się sezon na bażanty. Może to i dobrze…
Wybrałem się z Piotrkiem i „Popłynęliśmy pod prąd”. Pewnie większość kolegów pojechała na inspekcje w kukurydze co na pewno przedłożyło się na wynik… a my nie. Od kiedy mam psa moje wyjazdy ukierunkowane są na jego szkolenie. Tak też było tym razem. Pogoda była wyśmienita (nie licząc porannej mgły)i nastrajała do spacerów po polach i łąkach oraz okolicznych krzakach. Pies okładał pole i z rzadka przechodził do stójki.  Wilgoć z porannej mgły długo powstrzymywała ptactwo przed wyjściem na otwarty teren więc i wyniki były mizerne.  Spotkaliśmy sporą ilość kur co nastraja pozytywnie na przyszłość . W końcu trafiliśmy i na koguty. 

Pies się sprawił i podniósł obydwa strzelone. Chodziliśmy dużo… To miła odmiana po całym tygodniu przed komputerem w pracy. 







Na koniec postanowiliśmy zaglądnąć w okolice wyrobisk po cegielnianych bo tam i bażant  i kaczka się trzyma…
Opłacało się! 


Oczywiście znów nie chodzi mi o ilość a raczej o nowe doświadczenia dla psa. Piotr strzelił Cyraneczkę i na moje szczęście spadła do wody na widoku. Przywołałem psa który penetrował krzaki  i wysłałem po aport. Za pierwszym razem nawet nie zwrócił uwagi na ten nowy zapach. W drugiej próbie na ułamek sekundy przemknęło mu przez głowę że coś tu leży ale przecież to nie kaczka krzyżówka ani bażant więc znów zignorował. Dopiero trzecia próba przyniosła efekt a mój pies przyswoił sobie nową zwierzynę do swojego banku zapachów.


Jeszcze słówko dla tych, którzy będą kiedyś szkolić swojego psa. Opisana powyżej sytuacja to rzecz naturalna. Pies ignoruje zapachy, które go nie dotyczą i jeżeli chcemy żeby aportował nową zwierzynę trzeba go tego nauczyć. W poprzednim sezonie gdy Borys spotkał się po raz pierwszy z kaczką, która spadła na ściernisko zrobił podobnie. Pomimo, że widział upadek kaczki na ściernisko podbiegł powąchał (dając mi do zrozumienia „tu leży”) i pobiegł dalej. Tak samo zachowywał się przy pierwszych gołębiach Grzywaczach. 






2 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog! trafiłam dzięki Jagermeisterin i bedę zaglądać częściej. Sama mam beagla i pracuję z nim jako z tropowcem i zaczynam przygodę z rogiem myśliwskim, choć dianą nie jestem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam "Księżniczkę w kaloszach" i inne osoby które tu zaglądają. Cieszę się, że zaczynają pojawiać się komentarze... takie wpisy dopingują do dalszej pracy...

      Usuń