Jest coś co nie daje mi spokoju, co doprowadza do tego, że marznę na przysłowiowym drzewie w środku nocy wpatrując się w majaczące cienie i czarne plamy. Kto tego nie spróbował pewnie mnie nie zrozumie. Znajdą się tu pewnie i tacy którzy bez zastanowienia będą pluć mi w twarz wyzywając od morderców napawając się radością z dobrze wykonanej pracy „EKOLOGA”. Jestem gotowy i na to. W zasadzie to nawet na to liczę i nie jest to spowodowane jakąś dewiacją a chęcią przedstawienia swoich racji i podjęcia dialogu.

Ci, którzy spodziewają się tutaj tylko krwawych relacji z polowań pewnie się zaskoczą bo mam zamiar pisać i pokazywać to co w łowiectwie najcenniejsze:
Tradycje, gwarę, muzykę, kynologię łowiecką, sokolnictwo, gospodarkę łowiecką. Na temat polowania pewnie też coś będzie.
I to pewnie tyle tytułem wstępu. Czas pokaże jak się to wszystko rozwinie...


piątek, 1 sierpnia 2014

O szczęściu

Nie każdy ma tyle szczęścia co ja! Do czego piję? Już wyjaśniam. Moja pasja jest dosyć obciążająca czasowo jak i finansowo. Wiąże się to z wyrzeczeniami jakimi wykazują się nasi współmałżonkowie i rodzina. Gdy poznałem swoją żonę była ona mocno skażona tym czym karmi telewizja. Oj miała straszne wyobrażenia o myśliwych. Po jakimś czasie dała namówić się na pierwsze wspólne polowanie(a raczej obserwacje z ambony). Oglądaliśmy pasące się sarny jako te najodważniejsze które można oglądać za widoku. Szybko przekonała się, że to nie „regularna rzęź” a raczej możliwość wyciszenia się i przebywania sam na sam ze sobą, swoimi myślami, w jak się wydaje nagle wyhamowanym świecie, który zwykle nie wiadomo dokąd pędzi. Po pewnym czasie zaczęła odbierać naturę jak prawdziwy myśliwy. Zaczęła widywać i rozpoznawać zwierzęta na taką odległość że nie jeden kolega był pod dużym wrażeniem. Otworzyła przed sobą tą stronę natury której przeciętny człowiek nie zauważa i nie ma w ogóle pojęcia że takowa jest. Dziś już jako moja żona i towarzyszka życia kibicuje mi w mojej pasji. Nauczyła się nawet grać na rogu myśliwskim. Mamy w sobie niesamowite oparcie. To naprawdę dar od losu. Wiem, że czasem moje wyjazdy przekierowują na nią znaczną część obowiązków, które znosi za co tu i teraz dziękuje.


Na zdjęciu moja żona Paulina wraz ze swoim pierścionkiem zaręczynowym „Borysem”

1 komentarz: