W okręgu
Rzeszowskim „w psich sprawach” coś się ruszyło. Nie można popadać w
Huraoptymizm bo to dopiero dobrego początki, ale jak znam Tych, którzy się tym
zajęli to jestem spokojny. Po ostatnim szkoleni dla instruktorów
kynologicznych, które było mocno teoretyczne przyszedł czas na praktykę.
I OTWARTE
WARSZTATY TROPOWCÓW I POSOKOWCÓW OKRĘGU RZESZOWSKIEGO.
Na miejsce
dojechaliśmy o godzinie ósmej. Powitał nas rześki poranek i w sumie bardzo
ładny Ośrodek Wypoczynkowy „Bukowiec” w Brzezinach koło Wielopola Skrzyńskiego.
Dojazd, czyli polna kamienista, stroma droga nie napawała optymizmem. Ponieważ
byliśmy przed czasem nic nie wskazywało na to, co ma nastąpić. Parę psów
myśliwskich i ich menerów krzątało się spokojnie. Ponieważ jak zwykle bywa,
miałem być sygnalistą, wraz z Mateuszem (stażystą sygnalistą) zgłosiłem się do
organizatorów celem omówienia szczegółów. W tym miejscu warto przedstawić
głównych aktorów i organizatorów szkolenia. Tomasz Kliś (przewodniczący komisji
Kynologicznej) wraz z członkami komisji odpowiedzialni byli za sprawy
organizacyjne natomiast Kolega Rafał Malec i Maciej Kopeć -Członkowie
Zarządu Klubu Posokowca (członka ISHV czyli Internationale
Schweißhundverband - międzynarodowego stowarzyszenia stojącego na straży
prawidłowej hodowli i rozwoju cech użytkowych posokowców bawarskich i
hanowerskich) byli głównymi prelegentami i instruktorami zajęć praktycznych z
psami. Mieliśmy również przyjemność skorzystać z wiedzy Pani Anny
Rogowskiej - Przewodniczącej ZKwP oddział Rzeszowie, która w niedzielę
wprowadzała nas w tajniki wystawiania psów na wystawach „piękności”.
Wszystkiemu temu, co miało miejsce przyglądał się, wsłuchiwał i wspierał
merytorycznie Członek Komisji Kynologicznej Naczelnej Rady
Łowieckiej Kol. Dariusz Hutka.
Przyszedł
wreszcie czas na rozpoczęcie. Po przywitaniu wszystkich zabrzmiały myśliwskie
rogi grając „Fanfary kynologiczne” kolejno Erwina Dębinioka i Reinholda
Stief’a. Koledzy instruktorzy przeszli do omówienia stanu naszej myśliwskiej
kynologii prostując mity dotyczące szkolenia psów tropowych.
Dla mnie
osobiście dużym zaskoczeniem było nie używanie farby do układania ścieżek
tropowych, co sam będąc jeszcze stażystom pomagałem robić, nawet na konkursach
międzynarodowych. Koledzy opowiadali o sukcesach i porażkach z konkursów w
krajach europejskich i o doświadczeniach, jakie zdobyli obserwując pracę
tamtejszych psów i menerów. Po ciekawej prelekcji przyszedł czas na
praktykę. Udaliśmy się do lasu gdzie mieliśmy możliwość zapoznać się z obsługą
butów tropowych i poznać tajniki kładzenia ścieżki tropowej. Mój pies, pointer
(chociaż trochę z innej bajki), bez żadnych problemów poradził sobie z tropem
co połaskotało moje ego. Jego chodzenie pośrednim wiatrem na konkursach dla
wyżłów, za co obcinano nam punktację wreszcie się przydało! Kto wie, może
kiedyś spróbujemy sił w konkursie na „Wyżła Wszechstronnego”. Po obiedzie przyszedł
czas na dalszą teorię. Omówiono ubiór, zarówno psa jak i przewodnika.
Przedstawiono argumenty, jakie przemawiają za bezwzględnym dochodzeniem
postrzałków w dzień a nie jak by chcieli zgorączkowani koledzy po strzale – w
nocy. Przedstawiono w liczbach sukcesy psów i menerów z pogotowia
postrzałkowego, jak również wymiar ekonomiczny dla kół łowieckich, które mogły
być pozbawione dochodu z tytułu nieodnalezionej tuszy.
Gdy słońce
powoli chowało się za wzniesienia naszej kotlinki przyszedł czas na integrację.
Przy zapachu z grilla i smaku przeróżnych specyfików snuły się wesołe
opowieści, o psach, polowaniu i wszystkim, co związane jest naszą pasją.
Niestety noc była krótka, a dzień zaatakował nas znienacka.
Ci, którzy nie
zdecydowali się zostać na noc w ośrodku powoli zjeżdżali się na miejsce
zbiórki. Wyglądali świeżo i nie przedstawiali charakterystycznego zmięcia po
nieprzespanej nocy, choć pewnie bym się z nimi nie zamienił. W drugim dniu
rządziła Pani Ania i jej „Młodzi Prezenterzy”, którzy w sposób praktyczny
pokazywali jak zaprezentować psa myśliwskiego na wystawie. Nasi koledzy mieli
sposobność poćwiczyć bieganie z psem na „ringówce” ustawianie. Jest to coś, co
bagatelizowane, w trakcie wystaw obniża oceny naszych psów. Po próbach
wystawowych, które wcale nie okazały się łatwe przeszliśmy do ćwiczeń z
posłuszeństwa. Przećwiczyliśmy chodzenie przy nodze, odłożenie, pracę z
gwizdkiem. Psy, które nie miały dotąd okazji zaznajomić się z hukiem wystrzału
z broni myśliwskiej miały również i taką sposobność. Tak dobrnęliśmy do godzin
popołudniowych, Pozostało nam już tylko odebrać pamiątkowe dyplomy i powrócić
do domu.
Mam nadzieję,
że pozostali uczestnicy podzielają moją opinię i wynieśli sporo nowej wiedzy z
tych krótkich dwóch dni. Myślę, że jak powiedziała się A… to w przyszłym roku
uda się powiedzieć B… i znów się spotkamy.
Do zobaczenia
za rok!
Obszerna fotorelacja w galerii na stronie głównej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz