Jak zwykle po pracy, z racji że mieszkam w bloku w mieście, wyszedłem z Borysem na spacer. To taki nasz codzienny rytuał. Pomiędzy pobliskimi garażami a ogródkami działkowymi mamy taki kawałek „ziemi niczyjej” (z której jeszcze nikt nas nie przepędza) na której pies swobodnie może sobie pobiegać. Z powodu częstych wizyt kotów w tej okolicy Borys wpadł na łąkę podniecony i z nosem przy ziemi wietrzył „szkodnika” (Dlaczego szkodnika? A no zaraz się przekonacie). Zrobił parę zakosów i stoi w stójce. W odległości ok. 100 metrów od nas znalazł się kot. Super! Jak dla mnie to dogodna sytuacja do nauki wolnego dociągania do zwierzyny… Podchodzimy… krok po kroku z komendą wolniej, wolniej. Lekcja odrobiona a pies musi mieć trochę rozrywki więc pada komenda naprzód! Kot zorientował się jakieś dziesięć metrów przed pyskiem psa, ruszył do ucieczki a moją uwagę zwróciło coś co wyleciało spod uciekiniera. Owo coś zrobiło dwa salta w powietrzu i upadło w trawę. Nie jestem sadystą i puszczam Borysa na koty bo wiem że jest on tak szybki, że nie jest w stanie dorwać kota. Jak zwykle przeleciał nad swą „ofiarą” i zanim zdążył nawrócić kota już nie było. Pies podniecony latał jeszcze nerwowo napięty w poczuciu dobrze spełnionego zadania a ja przegrzebywałem trawę w poszukiwaniu tajemniczego „cosia”. No cóż trawa niewysoka a nie idzie nic znaleźć, a przecież było… widziałem! Wołam psa i karzę szukać. Mój czworonóg patrzy na mnie jak na wariata ale szuka. W głowie pewnie kotłuje mu się myśl - przecież kota już nie ma to co mam szukać? Gdy straciłem już nadzieję pies staje w dziwnej niskiej stójce, jest! Zaglądam w trawę a tam przepiórka.
Jest coś co nie daje mi spokoju, co doprowadza do tego, że marznę na przysłowiowym drzewie w środku nocy wpatrując się w majaczące cienie i czarne plamy. Kto tego nie spróbował pewnie mnie nie zrozumie. Znajdą się tu pewnie i tacy którzy bez zastanowienia będą pluć mi w twarz wyzywając od morderców napawając się radością z dobrze wykonanej pracy „EKOLOGA”. Jestem gotowy i na to. W zasadzie to nawet na to liczę i nie jest to spowodowane jakąś dewiacją a chęcią przedstawienia swoich racji i podjęcia dialogu.
Ci, którzy spodziewają się tutaj tylko krwawych relacji z polowań pewnie się zaskoczą bo mam zamiar pisać i pokazywać to co w łowiectwie najcenniejsze:
Tradycje, gwarę, muzykę, kynologię łowiecką, sokolnictwo, gospodarkę łowiecką. Na temat polowania pewnie też coś będzie.
I to pewnie tyle tytułem wstępu. Czas pokaże jak się to wszystko rozwinie...
środa, 5 listopada 2014
Na ratunek.
Jak zwykle po pracy, z racji że mieszkam w bloku w mieście, wyszedłem z Borysem na spacer. To taki nasz codzienny rytuał. Pomiędzy pobliskimi garażami a ogródkami działkowymi mamy taki kawałek „ziemi niczyjej” (z której jeszcze nikt nas nie przepędza) na której pies swobodnie może sobie pobiegać. Z powodu częstych wizyt kotów w tej okolicy Borys wpadł na łąkę podniecony i z nosem przy ziemi wietrzył „szkodnika” (Dlaczego szkodnika? A no zaraz się przekonacie). Zrobił parę zakosów i stoi w stójce. W odległości ok. 100 metrów od nas znalazł się kot. Super! Jak dla mnie to dogodna sytuacja do nauki wolnego dociągania do zwierzyny… Podchodzimy… krok po kroku z komendą wolniej, wolniej. Lekcja odrobiona a pies musi mieć trochę rozrywki więc pada komenda naprzód! Kot zorientował się jakieś dziesięć metrów przed pyskiem psa, ruszył do ucieczki a moją uwagę zwróciło coś co wyleciało spod uciekiniera. Owo coś zrobiło dwa salta w powietrzu i upadło w trawę. Nie jestem sadystą i puszczam Borysa na koty bo wiem że jest on tak szybki, że nie jest w stanie dorwać kota. Jak zwykle przeleciał nad swą „ofiarą” i zanim zdążył nawrócić kota już nie było. Pies podniecony latał jeszcze nerwowo napięty w poczuciu dobrze spełnionego zadania a ja przegrzebywałem trawę w poszukiwaniu tajemniczego „cosia”. No cóż trawa niewysoka a nie idzie nic znaleźć, a przecież było… widziałem! Wołam psa i karzę szukać. Mój czworonóg patrzy na mnie jak na wariata ale szuka. W głowie pewnie kotłuje mu się myśl - przecież kota już nie ma to co mam szukać? Gdy straciłem już nadzieję pies staje w dziwnej niskiej stójce, jest! Zaglądam w trawę a tam przepiórka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz