Tak sobie myślę… Polowanie.
Najczęściej kojarzone i przedstawiane jest jako grupa dziadków w kapeluszach z
piórkiem „lekko zawianych” z bronią, ustawionych w linii czekających na bezbronne zwierzątka, które gnane
przez nagankę nie mają żadnych szans.
Zgoda! Jak zawsze w każdym
przekazie jest coś z prawdy. Postaram się wyjaśnić niewtajemniczonym jak to
jest z tym polowaniem.
Po pierwsze. Polowania dzielimy
na zbiorowe (o których z reguły mówi się w mediach) i indywidualne. Polowanie indywidualne jak nazwa wskazuje
polega na wyjeździe czy wyjściu w teren łowiecki pojedynczego myśliwego. Ten
rodzaj polowania nie jest znany osobom postronnym bo żeby polowanie miało sens
jesteśmy na nim zaraz przed wschodem i zachodem słońca. Rzadko kto nas wtedy
widuje. Dlaczego w takich godzinach
polujemy? To właśnie wtedy dzikie zwierzęta wychodzą z lasu na pola uprawne
wchodząc w szkodę rolnikom. Rzadko kto w mieście zdaje sobie sprawę z tego, że
za takie szkody myśliwi wypłacają rolnikom odszkodowania. Indywidualne polowanie
to więc nic innego jak społeczna ochrona pól przed stratami. Tu pewnie odezwali
by się tacy co powiedzą, że dobrze na tym wychodzimy bo jak uda się ustrzelić
zwierzaka to myśliwy i jego rodzina mają darmowego mięsa pod dostatkiem. Nic
bardziej mylnego. Taka zwierzyna jest własnością koła łowieckiego, którą można
oddać na skup lub od koła odkupić. Pieniądze jakie w ten sposób zasilają konto
koła łowieckiego trafiają następnie do rolników w postaci odszkodowań. A jak by
ktoś chciał jeszcze dalej filozofować że przecież można nie zgłaszać nic
schować mięso do bagażnika i tyle… Tak można! A ludzie którzy tak robią to
kłusownicy! Jeżeli znacie takich wśród myśliwych to musicie wiedzieć, że to
normalni złodzieje, którzy okradają własnych kolegów z koła. Takie sytuacje pewnie się zdarzają ale jeżeli
chodzi o kłusowników (również spora grupa wśród mieszkańców wsi) to nasz częsty
pobyt w łowisku nie pozwala im na swobodne działanie przez co realizowane jest
nasze działanie ochronne. Skąd wiemy ile jest zwierząt i ile możemy odstrzelić
bez szkody dla środowiska opiszę w innym poście. A teraz wracam do polowań.
Można powiedzieć że to niezła nuda. Generalnie wchodzimy na ambonę (taka
drewniana buda na wysokich nogach gdzieś w polu czy lesie) i siedzimy cichutko…
najczęściej nic się nie dzieje. Czasem mamy przyjemność poobserwować sobie
żerujące zwierzęta, na które jest okres ochronny lub nie mamy na nie
„odstrzału” (ten temat poruszę również kiedy indziej). Godzinę po zachodzie
słońca możliwość polowania ogranicza się jeszcze bardziej. Można już tylko
polować na drapieżniki (lisy, jenoty) i dziki. Strzelanie w nocy to też nie
łatwe zadanie. Trzeba być pewnym do czego mierzymy. Czasem lepiej odpuścić
sobie bo w nocy patrząc na ciemne plamy i cienie nie trudno o pomyłkę. Efektem
takich polowań najczęściej są podkrążone oczy i tyle. Sam czasem zastanawiam
się po co mi to. Szczególnie jak przemarznę zimą lub w lecie gdy obeżrą mnie
komary… jednak po jakimś czasie znowu mnie ciągnie.
Teraz może coś na temat polowań
zbiorowych. Zaczynają się jesienią i kończą z końcem zimy. Można je traktować
na przykład jako marketing. Dlaczego? W moim kole nie przynoszą prawie żadnych
wyników ale jesteśmy widziani w terenie przez rolników co uwidacznia naszą
pracę. O i tu powiem jeszcze ciekawostkę.
Jest coś takiego dziwnego, że nasi oponenci nigdy nie widzą nas jak
sadzimy czy siejemy poletka zaporowe czy żerowe. Widzą tylko tych niewyżytych
krwiożerczych itp. Ale wracamy do
„zbiorówki”. Jest to także spotkanie kulturalno –towarzyskie. Myśliwi, którzy
przez większość roku nie mają za wiele okazji do wspólnych spotkań mogą
wreszcie pożartować, porozmawiać, a po skończonym polowaniu i odwiezieniu broni
do domów napić się wódki, nalewki czy co kto lubi. Dziwne! Nie bądźmy obłudni alkohol
się pije i to chyba nie jest dziwne. Ktoś powie, że w trakcie polowania też na
pewno piją. Może i tak się zdarza. Ja nie jeżdżę na takie polowania. Żeby
polować zbiorowo trzeba mieć zaufanie do współpolujących. Przed oddaniem
strzału w mgnieniu oka trzeba przeanalizować strasznie dużo informacji. Po
pierwsze do czego strzelam (rozpoznanie celu jest podstawą podniesienia broni
do oka). Po drugie jak daleka od mnie jest naganka (czy oddać strzał do przodu
czy czekać aż zwierze przetnie linię myśliwych) gdzie stoi kolejny myśliwy i
czy w miejscu w którym oddam strzał jest pewny kulochwyt (miejsce w które trafi
kula w przypadku chybienia w cel). Często linia myśliwych stoi na leśnej drodze
i prowadzenie celu i oddanie strzału jest praktycznie niemożliwa przez co nie
można powiedzieć że zwierzyna nie ma żadnych szans. Dodatkowo zwierzęta bardzo
często wybierają ucieczkę do tyłu przez linię naganki co sprawia że to ona ma
zdecydowanie większe szanse na ujście ż życiem niż myśliwy na zdobycz.
Zdecydowanie więcej zwierząt w lesie widziałem przez rok stażu w nagance niż
przez moją ponad 10 letnią przygodę łowiecką.
Na dziś wystarczy. Czas
podsumować i wyłuszczyć informacje jakie są prawdą dotyczącą polowania
zbiorowego bo od tego przecież rozpoczynałem swój wywód. No cóż prawdą jest to
że mamy broń stoimy w linii i nosimy kapelusze z piórkiem… to ostatnie to taka
nasza tradycja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz